piątek, 11 kwietnia 2014

Piejo kury piejo i beczo baranki.




Dziś historia z życia wiejskich ludków.

Ślubny mój wybrał się w początkiem lutego na męski rajd konny pozwiedzać okolice, zaliczyć schronisko, jednym słowem rozruszać konie po sezonie zimowym.
Było dość późno jak moje pół zadzwoniło, żebym przyjechała - szybko, tłumaczy którą drogą, ale to całkiem w innym kierunku gdzie pojechali,
 - po co ?, 

- mam coś dla ciebie, ale nie mogę tego za daleko wieźć na koniu.
Szybko do auta jadę jakieś 20 min, cały czas w głowie siedzi co też on takiego wiezie na tym koniu,
a że uczęszczałam na kurs rzeźbiarski myślę pewnie rzeźbę kupił, no ale na takim odludziu gdzie same stare chałupy stoją i same staruszki mieszkają, coś ten pomysł nie bardzo mądry, a jak nie rzeźba to pewnie jaką pucierke1  dostał od kogo i wiezie.
Dziewczyny i oto jadę polna drogą wypatruję ślubnego z kolegami, jest, widzę go ! zatrzymuje auto, wychodzę patrzę i oczętom moim nie wierze mój na koniu ... barana wiezie. W tym momencie przypomniała mi się  kartka wielkanocna na której Jezus na szyi
baranka niesie, mój wyglądał jak ten Jezus z kartki tylko jeszcze na koniu jechał.
Było to małe  kilku dniowe stworzenie, nie bardzo nawet beczeć chciało, ale skąd się baran wziął, już wyjaśniam. Jak się okazało w drodze powrotnej postanowili za kolędować (był luty więc jeszcze się kolęduje u nas) i odwiedzili w tym celu siostrę babci żony (ciotką dalej zwaną ) jednego z kolegów będących na rajdzie. Ciotka zaprosiła ich do domu tudzież chałupy. Siedzą za stołem, a tu wychodzi mała rogacizna, która spała sobie w ciepełku w kosycku2
za piecem. Czujecie to baranek w domu ze piecem. Baranek został sierotką, a że luty, w szopie pusto bo oprócz padłej owcy nie było już stworzeń, więc babulinaka zwyczajnie jak za dawnych czasów wzięła baranka do domu, żeby nie zmarzł.
Po tym jak mój opowiedział ciotce jak to kiedyś i jego żona, czyli moja skromna osoba odchowała nowo narodzone prosiątko, stał się szczęśliwym właścicielem baranka.
Baranek został Bartkiem, któremu dla towarzystwa przywieźliśmy od znajomego bacy równie biedne stworzenie, bo porzuconą przez matkę ślepą owieczkę, którą nazwaliśmy Agatka.
I tak to mąż żonie załatwił dodatkowe pół etatu, bo oba stworzenia musiałam karmić butelką co godzinkę. Teraz już lepiej, bo z butelką chodzę tylko co 4 godzinki.








Na zdjęciach Agatka z lnianą kurką.




1 pucierka -  drewniane naczynie do przechowywania.
2 kosycek - koszyczek



Pozdrawiam wiosennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...