wtorek, 15 maja 2012

U & U, albo ulewa, albo upał.

Witam słonecznie w ten pochmurny dzień.
Chciałam napisać o zamierzchłych czasach czyli o weekendzie majowych. Nie będzie tak poetycko pięknie, jak czytam na innych blogach, przy okazji zazdroszczę co niektórym takiej umiejętności  pisania. U mnie będzie tak konkretnie... po wiejsku.
Pierwsze dni spędzone w domku z dziećmi, rzeka, las, działka, budowa. Jak to zwykle u nas nie wyjeżdżamy, a mimo to cały czas nas nie ma w domu.
Druga część to istne szaleństwo z racji tego, że młodzieżówka1 umolędziła2 mnie, żeby zorganizować dwu dniowy rajd zawiozłam swoje pociechy do teściowej, dzieci zadowolone, a babcia jeszcze bardziej.

Następnego dnia.
Godz 9:00. (piątek)
Wszyscy gotowi do wyjazdu, komenda na koń, a tu zaczyna kropić, a raczej można powiedzieć, że pada. Rajd jeszcze się nie rozpoczął, a już miał  się zakończyć, ale nie w tym przypadku, pamiętacie jak człowiek miał te naście lat, ludzie! nic dla nas nie było problemem, tak się nam głupot chciało jak teraz nam się nie chce ;-), i tym razem, ja stara baba zgodziłam się na wyjazd w deszczu, wyjechaliśmy.
Pierwsza godzinka rajdu minęła nam w lekkim deszczyku, w drugiej już się zaczęło wypogadzać, pierwszy przystanek po 2,5 godz u kolejnego uczestnika rajdu - Wędrownego Sokoła, ognisko już się pali, my schniemy, konie odpoczywaj, wyjeżdżamy po godzinie, wiatr przegania chmurki, słoneczko zaczyna się pokazywać, wszyscy zadowoleni.
Po 30 minutach dołącza do nas kolejnych dwóch uczestników - Farmer z żoną, to jest nas już ośmiu.
























Jedziemy uroczym ścieżkami, które zna chyba tylko Wędrowny Sokół , wszyscy szczęśliwi, a tu nie wiadomo skąd zaczyna się ulewa, toż to istne oberwanie chmury. Leje dobre pół godziny, drogą zaczyna płynąć potok, na szczęście to tylko ulewa, a nie burza.








Idąc za myślą  "Ujechawszy milę, popaś konia chwilę; ujechawszy trzy mile, czoła mu potrzyj; ujechawszy sześć, dajże mu jeść." Chwilka dla koni, ponieważ zostało nam jeszcze jakieś 1,5 godziny drogi do schroniska, więc odpoczynek się należy.



W schronisku czekała na nas pyszna kolacja i cieple łózko, a na konie czysta woda i pachnące sianko. Późnym wieczorem dojeżdżają jeszcze Młody Kojot i Darek, którzy z powodu bardzo gęstej mgły mieli mały kłopot z trafieniem na szlak.

Ranek mile zaskoczył nie tylko nas koniarzy, ale także innych bywalców górskich szlaków, piękną pogodą. Konie dostały futro3 , my śniadanie, czas w drogę.


Wyruszamy w drogę powrotna, niestety tylko część drogi  wszyscy razem, ponieważ z racji tego, że mieszkamy w różnych częściach Żywiecczyzny, musimy się rozjechać każdy w swoja stronę. 
Wędrowny Sokół, Farmer, Zosia, Młody Kojot i Darek jadą na północ, tak więc po ok godzinie wspólnej drogi, czas na pożegnanie, szybkie uściski, całusy i "Z Bogiem", konie rżą za towarzyszami, czas nagli, jeszcze długa droga przed nami, czeka na nas czarny szlak.




Szlakiem dojeżdżamy do schroniska, słonko praży nie miłosiernie, pora na odpoczynek, konie rozkulbaczone, łapczywie skubią młoda trawkę. Mamy chwilę, więc czas na jagodzianki, może i to nie sezon na jagody, ale na Boraczej zawsze można ich skosztować. Siedzimy podziwiając konie i piękne widoki, po czasie okazuje się, iż słonko tak nas podziwiało, że opaliło czyt. spaliło nam odkryte części ciała.




Godzinka przerwy i czas do domu, wyruszamy. Kolejna góra za za nami i czas na kolejne pożegnania. Ja, Wanesa i Paulina jedziemy na wschód,  Zwiadowca i Szymon na południe.  


Do domu docieramy ok 17:00. 
Konie już w stajni, napojone, nakarmione i wyczyszczone,  my zmęczone, ale szczęśliwe, że pomimo początkowego rozczarowania pogoda, wszystko dobrze się skończyło.




1 Młodzieżówka - nastolatki (Paulina, Wanesa, Szymon, Jaś-Zwiadowca)
2  Umolędzić - prosić o coś długo.
3 Futrować, dać futro - nakarmić, dać jeść.



pozdrawiam




3 komentarze:

  1. Zdjęcia jak z filmu o muszkieterach!!! Super przejażdżka z przygodami!!! Miło mi, że zapisałaś się na moje Candy :))) Miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zafajniście. Muszę pokazać Twojego bloga mojej młodszej córci. Toć ona uwielbia koniki i śliniłaby się do ekranu jak nic. Kiedyś oświadczyła mi stanowczo: Mamo jak dorosnę będę "kombojką". Teraz czekamy na 25 maja bo odbędzie się piknik organizowany przez moją firmę na Warszawskim Służewcu. Będzie można wejść na tern wyścigów i pooglądać koniki. Lidia liczy dni. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach jak cudownie...wspaniałe zdjęcia:)

    Dziękuję pięknie za odwiedziny i miłe słowo na blogu...to balsam dla duszy:)Ślę serdeczne pozdrowienia i uściski-Peninia*

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...