Po dość długim okresie bezdeszczowym, odwiedził nas deszczyk, taki bajkowy, jak to mawiał miś Uszatek - kapuśniaczek.
Odświeżający deszczyk, roślinki od razu odżyły, ziemia idealna na pielenie, a przy okazji pielenia przerwałam trochu rzodkiewkę. Na wyrywałam dość duży pęczek, może i nie przepisowych rozmiarów, ale smakuje wspaniale.
Z tego co nie wpadło do śniadaniowego twarogu, zrobiłam rzodkiewkowy bukiecik.
I jeszcze kilka ogrodowo- deszczowych fotek.
A na koniec zdjęcia z minionego weekendu, toż to było istne szaleństwo - dwa dni, każdy po 11 godzin w siodle.
Dobrze, że na siodle miałam skórę, bo nie napisze co miałabym najbardziej obolałe.
pozdrawiam
Pysznie wyglądają rzodkiewy:) kiedyś próbowałam nauczyć się jazdy konnej ,ale poturbowałam się i już nie wsiadłam nigdy wiecej na konia:)
OdpowiedzUsuń